Apocalipse Riders Cross Country


>Oficjalna Strona Imprezy<

Apocalypse Riders

Dębska Wola - Cross Country w kurzu i spiekocie

Działacze dość prężnego Kieleckiego Klubu Motocyklowego Wena postarali się o atrakcyjną imprezę na początek wakacji. Zawody w formule Cross Country zyskują w całym kraju coraz większą popularność. Kopalnia w podmorawickiej Dębskiej Woli kusiła swoimi terenami, więc nic dziwnego, że pomimo małej kolizji terminów z motocrossowym Pucharem Sześciu Torów, który w tym samym czasie organizowała Częstochowa, frekfencja stała na dość wysokim poziomie. Jak na zawody stricte towarzyskie doliczono się równo osiemdziesięciu chętnych, a więc nie tak mało. Doliczając krążących wokół trasy kibiców i "krasnoludków" na quadach i motocyklach, mobilnego towarzystwa było w okolicach półtorej setki. Dopisali także kibice przybyli nie tylko z okolic, ale także z ościennych regionów kraju. Krótko mówiąc: ludzi, a ludzi! Każde zawody off road opierają się na trasie. Im bardziej wymagającej - tym bardziej atrakcyjnej. I tak było w Dębskiej Woli. Wytyczono pętlę o długości około dziewięciu kilometrów z przeróżnym rodzajem nawierzchni. Do wyboru: piasek, sypkie łupki, leśne wertepy, zjazdy i podjazdy. Szczególnie jeden był wyjątkowo widowiskowy, zarówno dla widzów, jak i zawodników. Po wyjezdzie z leśnego, pełnego korzeni, odcinka należało skręcić pod kątem prostym w lewo i po krótkim rozpędzie zmierzyć się z nieomalże pionową hałdą z garbem w połowie, o wysokości mniej więcej wieżowca. Oj, działy się tam dantejskie sceny! Kibice znający temat stali już od połowy wysokości z przygotowanymi linkami do wciągania nieszczęśnikow, którzy nie dali rady. Były zjazdy na czterech literach, efektowne rozstania ze sztuką, nieplanowane, ale nader atrakcyjne dla gawiedzi figury, marsz na kolanach... Kto tego nie widział i nie przeżył sporo traci. Inne podjazdy i zjazdy nie były już tak dramatyczne, ale - robiły swoje! Swoją robotę wykonała też pogoda. Było bardzo, a nawet za bardzo ciepło, upał dochodził do trzydziestu stopni. W połączeniu z wszech panującym kurzem z wapiennych łupek i piachu, stanowił istotny czynnik zmęczeniowy, który wielu dał radę. Paradoksalnie: ulgę przynosił cienisty odcinek w gęstym lesie, a błoto i kałuże robiły za klimatyzację. Mimo tak ekstremalnych warunków znakomita większość startujących zameldowała się na mecie, co budzi podziw i szacunek. Wśród najmłodszych zwycięstwo należało do... dziewczyny! W klasie Junior 85 skórę konkurentom skroiła Wiktoria Horodyńska. Klasę E1 zasłużenie wygrał Damian Wozniak. Wśród uczestników klasy E2/E3 brylował Jacek Toporek. Klasę Licencja wygrał powracający po paroletniej przerwie do rodziny Enduro Leszek Drogosz. Klasę ZBoWiD ( jak żartobliwie nazwano weteranów ) zdeklasował Zbigniew Wywiał. Czterokołowce z napędem na jedną oś, czyli klasę 2K zgarnął Adam Kwiecień. W cięższej kawalerii quadów, czyli w 4K karty rozdawał w kamieniołomie w Dębskiej Woli Grzegorz Faliński. KKM Wena przygotował całkiem udane zawody z wymagającą trasą, ale kto powiedział, że w tym sporcie będzie lekko? Z powodu chojności sponsorów, czyli firmy Farby Para i koncernowi petrochemicznemu Agip wysyp nagród przekroczył poziom zwany zadowalającym.

Jarosław Ozdoba





Wyniki



Apocalypse Riders
 

Copyright © Multi-PC, Designed by Blackmark